Rano leniwie zebraliśmy się do Polski, do której wjechaliśmy po godzinie 14, a w Krakowie byliśmy ok 17. Rozeszliśmy się z łzami w oczach. Nieprawdopodobne, jak dwutygodniowa podróż może złączyć ludzi i jak ciężko jest się później rozstać. Wszyscy ocenili, że była to przygoda życia i na pewno spotkamy się znowu za rok na Złombol 2011!
poniedziałek, 20 września 2010
Dzień 14, 15
Od samego rana szybkie zwiedzanie Belgradu. Główne ulice, fortyfikacje oraz lokalne wydanie gulaszu w jednej z knajpek. To było chyba jedyne państwo, w którym nie udało nam się zjeść kebaba. Wyprawa nasza dobiegała końca, co dało się wyczuć w humorach współpordóżników. Brakowało nam ostatecznego uderzenia, które jak się później okazało, odnaleźliśmy w przydrożnym słowackim motelu. Zaczęło się delikatnie od piwa i lokalnej boroviczki, a skończyło na tequili ze słowacką wersją Colina Farrella, który spędzał czas w towarzystwie niezbyt reprezentatywnych słowackich wersji Jocelyn Wildenstein :). Na szczęście, alkohulu było tyle, że udało nam się przetrwać niemal do białego rana. Ciekawostka słowackich cen alkoholu: Ile kosztuje kieliszek boroviczki, jeżeli za dwa płacisz 1.31 EUR?
Rano leniwie zebraliśmy się do Polski, do której wjechaliśmy po godzinie 14, a w Krakowie byliśmy ok 17. Rozeszliśmy się z łzami w oczach. Nieprawdopodobne, jak dwutygodniowa podróż może złączyć ludzi i jak ciężko jest się później rozstać. Wszyscy ocenili, że była to przygoda życia i na pewno spotkamy się znowu za rok na Złombol 2011!








Rano leniwie zebraliśmy się do Polski, do której wjechaliśmy po godzinie 14, a w Krakowie byliśmy ok 17. Rozeszliśmy się z łzami w oczach. Nieprawdopodobne, jak dwutygodniowa podróż może złączyć ludzi i jak ciężko jest się później rozstać. Wszyscy ocenili, że była to przygoda życia i na pewno spotkamy się znowu za rok na Złombol 2011!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz