poniedziałek, 13 września 2010

Dzień 9

Po wyjechaniu z Adampola przedzieraliśmy się przez Istambuł. Zajęło nam to ponad 2 godziny. Dodatkowo Niva zagrzała się nam prawie do 130 stopni i musieliśmy włączyć ogrzewanie, żeby odciążyć ciężko pracujący silnik :). Było już późno, do granicy mieliśmy  niewiele ponad 40 km, ale wszystkich dopadło zmęczenie. Postanowiliśmy po prostu skręcić w prawo i się gdzieś rozbić. Znaleźliśmy bardzo sympatyczną płaską polankę. Rozbiliśmy namiot i przygotowaliśmy shishe. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to że nie mogliśmy znaleźć tytoniu. Przetrzepaliśmy całe auto, zajęło nam to dobre 40 minut, ale nie udało się go odszukać (pewnie teraz siedzi sobie na plaży na wygodnym leżaku i popijając zimne piwko śmieje się z nas:). Rano obudziły nas... krowy. Ich właściciel przyszedł żeby je wypasać na swoim kawałku ziemi. Wymieniliśmy uśmiechy, spakowaliśmy się szybko i pojechaliśmy dalej.

Na granicy turecko - greckiej był duży korek. Nam się jednak udało. Podszedł do nas celnik, popatrzył w paszporty, wymienił tajemniczy uśmiech z Joanną i już mogliśmy jechać bez kolejki :). Dotarliśmy do miasta Alexandropoli. Było pięknie, więc postanowiliśmy tutaj zostać i  zakosztować tutejszej kawy przygotowywanej na zimno oraz greckiego kebaba. Szybkie zakupy w sklepie i po chwili byliśmy już na kempingu. Po kolacji w postaci grilla i ormiańskiego chleba uderzyliśmy na plażę, gdzie przy szumie fal i świetle latarni rozkoszowaliśmy się greckim trunkiem jakim jest Ouzo. Niestety, prawdopodobnie przez jedzenie Joannę dopadła tak zwana choroba filipińska. Sytuacja jest już opanowana - kąpiel w morzu jest dobra na wszystko :)


Właśnie się pakujemy (tzn. ja piszę w reszta pakuje :) i uderzamy w stronę Macedonii. Na uwadze mamy to, że w Grecji jest ok 30 stacji z gazem http://bit.ly/cukGVs

Pozdrawiamy! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz